Sisi na 3 dni przed porodem zachowywała się bardzo niespokojnie, wierciła się, kręciła, szukała miejsca, co chwila „wołała” na dwór, po czym zaraz wracała, ewidentnie nie mogła sobie znaleźć miejsca… dzień przed porodem kopała ogromne doły i się w nich kładła, takich „norek” wykopała sobie bardzo dużo a całą „ostatnią” noc miała bardzo niespokojną… dyszenie, kręcenie się, nieustanne wychodzenie na zewnątrz byle tylko wyjrzeć za próg i wracanie… Mocno ją to umęczyło, bo nad ranem się na chwile uśpiła, zaś ze snu wyrwało ją odejście wód płodowych i szybkie rozpoczęcie akcji porodowej.
Sam poród przebiegał już błyskawicznie i sprawnie. Maluszki rodziły się po kilku- kilkunastu minutach po sobie, zaskoczyła nas jednak ich ilość- chociaż brzuszek wskazywał co prawda na sporą ich ilość, a na USG też było widać wiele serduszek, jednak aż 12 maleństw się z pewnością nie spodziewaliśmy.
Choć zaskoczyła nas ta ilość- bardzo się ucieszyliśmy, że Sisunia tak troskliwie opiekuje się swoim pierwszym miotem. Nie odstępuje maluszków na krok. Chciałaby z nimi spędzać każdą sekundę.
Oczywiście pomagamy jej w opiece nad szczeniaczkami, dostawiamy do mleczka aby każdy był najedzony, na przemian przystawiamy i w dzień i w nocy. Choć sunia wspaniale sobie radzi przy tak dużej ilości dzieciaczków. Gdy chce je nakarmić ostrożnie przestawia je sobie noskiem na boczek aby kładąc się żadnego nie przygnieść, noskiem tez je sobie podsuwa do karmienia cudowny jest to widok. Nie mniej jednak angażujemy się w pomoc, bowiem sutków ma 10, a maluszków 12, nie chcemy by któreś były nienajedzone, aby rywalizować musiały o pokarm. Dlatego je sobie oznaczyliśmy i dzielimy na połowę… najpierw je jedna część stadka, a następnie druga… Przy kolejnym dokarmianiu zmieniamy kolejność… dostawiamy o równych porach i pilnujemy aby każda kruszynka była najedzona… Mamy przy tym sporo pracy, ale dla nas to czysta przyjemność, a nie przykry obowiązek.