Witam,korzystam z okazji, że mała śpi, żeby skreślić kilka słów...
Wizyta u weta niesamowicie spokojna [samochodu się nie boi]. Akurat żadnych innych zwierząt nie było, z wetem przywitała się na spokojnie [za gorąco jej było na harce, hehe:)], wet sprawdził serducho, płuca, sierść, miło się zdziwił...
Kolejna burza z piorunami przeszła i znowu na Dalii nie zrobiło to żadnego [negatywnego] wrażenia. Postanowiłam zaprosić ją na balkon, a tam nie dość, że nie uciekała od deszczu i grzmotów, to jeszcze łebek wychylała, żeby popatrzeć:):):):). Jak Pani spokojna, to piesek teżJ. Śmiejemy się, że możemy głośne imprezy urządzać, a ona dalej spać będzie - trzeba ją tylko wcześniej zmęczyć.
Na dworze wytrzymuje już całkiem długo, pod warunkiem, że nie jest za gorąco - a więc wcześnie rano i wieczorem. A jak ją jeszcze zmęczę treningiem przy użyciu żarełka, to po powrocie niemal natychmiast idzie spać:).Bardzo szybko też pierwszy balonik zakończył swój żywot, wystarczyły dwa podejścia i już znalazła sposób na jego "zabicie" [przy czym nawet jej ucho nie drgnęło, jak balonik pękł tuż przy niej:)]. Drugi balonik szybko podzielił los pierwszego. Zaopatrzyliśmy się już w kolejne, będziemy się dalej bawić.
Bardzo ładnie też wygląda rytuał wychodzenia i powrotu do domu - wspaniale wręcz od samego początku. Jak jest w kojcu zamknięta [już niedługo nie będziemy jej zamykać, teraz tylko robimy to po to, żeby się nauczyła, że jak już musi być zamknięta z jakiegoś powodu, to nie musi się bać], to informuje nas jednym szczęknięciem, że jest gotowa do wyjścia i siedzi grzecznie aż ją wypuścimy. Chwila na przywitanie, zakładamy buty, wołamy ją, ona przychodzi, siada na tyłeczku [bez polecenia!], zakładamy jej obróżkę ze smyczą [nie kręci się ani nie buntuje!!], zbieramy rzeczy potrzebne na spacerze, otwieramy drzwi, dajemy polecenie "chodź", a ona grzecznie wychodzi, po czym siada znowu na tyłeczku [znowu bez kazania!!!!] Wtedy bierzemy ją na ręce i wypuszczamy już na dole i prowadzimy na trawnik. Wejście do domu wygląda równie dobrze - wchodzi po schodach [jak mówiłam trzeba jej dać trochę czasu], siada przed drzwiami, a wchodzi dopiero jak ludzie przejdą przez próg. Potem siada, daje nam czas na rozebranie się, prowadzimy ją do łazienki, gdzie 9 na 10 razy potrzebuje osuszenia co najmniej łapek [a bo to rosa, a bo to deszcz pada:)]. Jak jest ubrudzona błotkiem, to wsadzamy ją do wanny i podmywamy łapki [nie boi się baterii!!!!], a potem na podłodze ją suszymy - i tu też brak oznak buntu!! Potem prowadzimy ją do pokoju, siada, zdejmujemy smycz i goni do miski z wodą, a potem to już zabawa i spać.



Witam,
Pysia zna już całą serię komend: Dalia, do mnie, na miejsce, nie rusz, czekaj, zostań, chodź, siad, leżeć, hop, skacz [przy pierwszym stawia tylko przednie łapki na np. łóżku, przy drugim całym ciałem skacze na łóżko], szukaj, daj, noga, cofaj, sio. W trakcie nauki są daj głos, cicho, brzusio [wywala się na plecach i pokazuje podwozie do głaskania:)], aport, przynieś. Nawet nie wiedziałam, że tyle tego jest:)
Podróże samochodem nadal nie sprawiają jej trudności, wręcz przeciwnie, jak podchodzimy do samochodu, to już jej ogon macha, bo w 99 przypadkach na 100 samochód oznacza wycieczkę do lasu:)
Pysia zna już całą serię komend: Dalia, do mnie, na miejsce, nie rusz, czekaj, zostań, chodź, siad, leżeć, hop, skacz [przy pierwszym stawia tylko przednie łapki na np. łóżku, przy drugim całym ciałem skacze na łóżko], szukaj, daj, noga, cofaj, sio. W trakcie nauki są daj głos, cicho, brzusio [wywala się na plecach i pokazuje podwozie do głaskania:)], aport, przynieś. Nawet nie wiedziałam, że tyle tego jest:).
Podróże samochodem nadal nie sprawiają jej trudności, wręcz przeciwnie, jak podchodzimy do samochodu, to już jej ogon macha, bo w 99 przypadkach na 100 samochód oznacza wycieczkę do lasu:)
Dawno jej na smyczy porządnie nie trenowaliśmy i widać efekty, trochę ciągnie. Akurat jest okazja - sama kolano uszkodziłam i na razie długie spacery w lesie wykluczone, więc będzie się musiała zadowolić spacerami po mieście.
Dzieci i psów nigdy jej za dużo. Ciągnie ją i do jednych, i drugich. Dorosłymi zresztą też nie gardzi, zwłaszcza tymi, co ojejkujakifajniusipieseczek!!! krzyczą na jej widok:)
Maleństwo znowu urosło, 6 m-cy ma [i zamiast fajnej wycieczki z tej okazji, dostało jej się siedzenie w domu, w ramach rekompensaty - mnóstwo kiziania i masło orzechowe:)], waży 18 kg. Ile by nie dostała do jedzenia, to nadal rozgląda się za dokładką, co oznacza, że wszyscy musieliśmy stać się odporni na te jej piękne oczyska:). Zapowiedziałam drakońskie kary dla każdego kto ją będzie dokarmiał i widać skutkuje, bo nie rzuca się na nas na widok żarła i jak tylko się orientuje, że ta przekąska to jednak nie dla niej, to daje spokój. Nadal jednak musimy pilnować stołu, bo lubi się podkraść krok po kroczku, jak ninja i niby to niucha tylko z ciekawości, ale jakby dać jej szansę, to by coś chętnie ukradła - raz jej się udało kawałek sera dmuchnąć:) Swoją drogą mnie jest chyba najtrudniej - spędzam z nią najwięcej czasu, i to ja ustalam jej dzienną porcję - ile już razy dostała więcej niż powinna?;/:) No ale młoda jest, jej metabolizm chodzi jak nowiutkie Lamborghini, tłuszczyku nie czuć, same mięśnieJ, więc na razie jeszcze nie mam wyrzutów sumienia:). W styczniu sterylizacja i wtedy się zacznie uważanie na każdy jej spożyty gram.
Futerko robi się ciemniejsze cały czas, ale całe podwozie ma bialutkie:) A i ta plamka, po której ją rozpoznawaliśmy na początku też jest:). Ogonek ma fajniusie, mięciutkie i dłuuugie futerko. Nie mogę się doczekać, aż cała będzie taka. Chociaż pewnie zmienię zdanie przy najbliższym okresie linienia:) albo po kąpieli błotnej;/:). Wcina bezzbożowe Taste of the Wild, są trzy rodzaje dla szczeniaków i wszystkie je lubi. Do tego banany, jabłka, jogurty, twarogi, świeżo zrobione ziemniaki, brokuły, kalafior, marchewkę, kurczaka, indyka, wołowinę, wieprzowinę, kaczkę, jagnięcinę, masło orzechowe, miód, kości na zdrowe ząbki, no i wspomniane g*wienka;/:). Sierść ma piękną, miękką, oczy zdrowe, zęby czyste i bialutkie [pasta do zębów, patyki i gryzaki pomagają] żadnych uczuleń czy innych niespodzianek związanych ze złą dietą nie ma. Do 5-go miesiąca rosła jak na drożdżach, praktycznie co drugi dzień stwierdzaliśmy, że urosła, a w ostatnim miesiącu prawie nie drgnęła, weszła więc w etap, gdzie będzie się rozrastać na boki, a brakujące centymetry uzupełni na przestrzeni kolejnego roku. Kupiliśmy właśnie nowe szelki do samochodu - z obecnych już prawie wyrosła. Swoją drogą tyle już różnych rzeczy nauczyliśmy ją nosić, że chyba nic by ją już nie zdziwiło:)


Witaj!:)
U nas wszystko jak najlepiej - kontynuujemy sobie tak, jak do tej pory - zabawy, głaskanie, lasy, żarełko, głaskanie, spacery, żarełko, głaskanie, wycieczki, głaskanie, zabawy i dla odmiany żarełko i głaskanie:). Cały czas wymyślamy jej nowe zabawy, żeby się nie nudziła i ciągle uczyła. Piłki, hula-hop, sznurki do przeciągania, przeszkody z rur pcv itd., itd. - jakby to wszystko złożył, to by pół pokoju zajęło:)
Piesia to okaz zdrowia, piękna i łaszenia o uwagę i głaskanie:). Od ostatniego maila nic się pod kątem zdrowia nie działo - jesteśmy mega zadowoleni z karmy, widać, że jej służy: wszystko jest czyste i lśniące - no chyba że właśnie ze spaceru wróciła...:) Ale od tego mam męża, żeby mi piesię wyszorował:). Ze 3 kleszcze do domu przyniosła, pomimo regularnego nakładania środka, ale nigdy nic nie było zaczerwienione i widać w dobrej okolicy mieszkamy, kleszcze też są zdrowe:) W porównaniu do ilości czasu, jaką spędzamy w lesie, to 3 kleszcze i tak są naprawdę wspaniałym wynikiem!
Dalej przyciąga wzrok i łapki małych dzieci i tych większych i starszych też:) Dorobiła się kolejnych psich przyjaciół - na osiedlu pojawiły się 2 nowe pieski [właściciele przyznali, że się na naszą zapatrzyli i się im też piesie zamarzyły] i na ich widok Dalia zamienia się w 3 miesięczne szczenię [nie żeby normalnie zachowywała się jak stateczny pies - jej zawsze zabawa we łbie:)] i szaleje i bawi się i zaczepia ze swoimi nowymi kumplami. 20 minut na trawniku i piesek brudny i niesamowicie zziajany i bieżnia niepotrzebna, bo pies wykończony:).
Ostatnio się właśnie bieżnia przydała - pochorowaliśmy się z mężem, rozłożyło nas na tydzień, ale Dalia była wybiegana:) Sporo toto miejsca zajmuje, ale warto było kupić, nie ma co - jeśli mamy tylko godzinę na wyjście na spacer, to wrzucamy ją na bieżnię, przegonimy ze 30 minut, a potem na spacerku idzie jak mały żołnierzyk, bo już się trochę nabiegała:).
Niedługo się sezon na pływanie otworzy - ciekawe czy wskoczy do wody jak zawodowy pływak, czy trzeba będzie jej przypominać?
. Na pewno będzie mnóstwo zdjęć:)
Jutro wybieramy się z mężem na naukę jazdy konnej - marzą mi się wycieczki konne po lesie i Dalia biegnąca obok. Mam nadzieję, że nam się uda. Najpierw jednak musimy Dalię koniom przedstawić porządnie. Już kiedy była obok koni, to jak to ona, trzymała się z daleka, bo konie duże - co jak co, ale szacunek to ona pokazać umie większym i silniejszym:), nigdy nie zaczepia, zawsze najpierw po psiemu pokaże, że jest uległa:) - bardziej uległego psa to już naprawdę trudno by było znaleźć. Następnym razem zabierzemy ją z nami i nauczymy nie bać się koni - trudno nie będzie, wystarczą kieszenie wypchane jej śniadankiem:), a konie szkolone, też się bać nie będą, więc myślę, że nauka zajmie nam jakieś 5 minut
.
A dzisiaj na grilla jedziemy ze znajomymi, którzy niedawno adoptowali suczkę, która teraz ma 7 miesięcy. To piesek w typie Jacka Russela, jest więc mała, ale niesamowicie zwinna i wytrzymała - wspaniale wymęczają się z Dalią nawzajem:) Dalia jest większa i szybsza, ale tylko na długich dystansach, a Roxy wie jak nie dać się złapać - po prostu ciągle zmienia kierunki i Dalia nie daje rady, jej zwrot zajmuje o wiele dłużej:) Cudnie się ze sobą bawią, nie ma z nimi żadnych problemów, w ogóle się nie kłócą, obie są uległe. Śmiechu z nich mamy naprawdę dużo:) Popołudnie spędzone we wzajemnym towarzystwie gwarantuje, że później obie śpią jak zabite - można z nimi robić co się chce, one po prostu nie mają siły na nic:). A ile wody wypiją <LOL>!
Dalię znów zaczęliśmy puszczać luzem po lesie - przez pierwsze pół roku tak miała, ale latała za zwierzyną i zdarzało jej się nas nie słuchać i nie wracać, więc wróciliśmy do podstaw nauki. Teraz się już pięknie słucha, a jak się jednak zapomni i zacznie biec za sarnami, to wystarczy zawołać i od razu pędzi do nas - nie boimy się więc już jej puszczać. Mamy w końcu wolne ręce, a ona się nas blisko trzyma i czy samochód, czy zwierz, czy ludzie, wraca do nas zawołana i trzyma się nogi, aż jej nie zwolnimy z komendy:). W ogóle to jest grzecznym piesiem - ludzie z klatki dziwią się, że pies jest w domu - w końcu nie szczeka, nie wyje jak nas nie ma, nie wiedzą, że wystarczy trochę treningu, żeby mieć pieska, który nie wyje jak nikogo w domu nie ma.
Podsumowując - decyzja o wzięciu psa, to jedna z najlepszych decyzji, jaką kiedykolwiek udało nam się podjąć. Mamy mnóstwo ruchu, śmiechu i zadowolenia, zapomnieliśmy co to jest nuda - codziennie coś się dzieje, gdzieś idziemy, są nowe przygody. Jeszcze raz dziękujemy Ci za Dalię - to przecudny psiak i jesteśmy Ci wdzięczni, że zgodziłaś się nam ją oddać - w końcu nie byliśmy pierwsi w kolejce:).
Zdjęcia prześlę, obiecuję, ale muszę je najpierw ze wszystkich urządzeń pościągać i skatalogować - pod tym względem nie jesteśmy zbyt uporządkowani i zabieramy się za robotę jak już karty są zapchane:) A trochę tego jest, zgadnij kto jest głównym obiektem zainteresowania i kogo widać na zdecydowanej większości zdjęć?:)
Pozdrawiamy!


Dalia jest najwspanialszym członkiem naszej rodziny, jest
zdrowa, żywa i wszędzie jej pełno. Z radością poznaje zarówno nowe
psy, jak i ludzi. Gdzie nie pójdzie, tam uśmiech wywoła tym swoim
merdającym ogonkiem, uśmiechniętym pyszczkiem i proszeniem się o
głaskanie. To na pewno odziedziczyła po Mamusi.
Trzymaj się ciepło.
Pozdrawiamy,

WItam,
U nas wszystko w porządku, Dalia to okaz zdrowia, nigdy nie choruje, miała tylko łapkę rozciętą dwa razy (raz w lesie, raz nad morzem), ale po tygodniu leczenia śmigała jak gdyby nigdy nic. Uwielbia weterynarzy - dla niej to po prostu kolejni głaskacze, gdy wchodzi do gabinetu to popiskuje, bo nie może się doczekać aż dopadnie weta, który ją pogłaszcze, a inni ludzie w poczekalni uspokajają w tym czasie swoje przestraszone zwierzaki:). Coroczny zastrzyk przeciw wściekliźnie kompletnie nie robi na niej wrażenia, nawet nie sprawdza miejsca ukłucia, tylko dalej się głaszcze.
Jest niesamowicie mądra i z każdym kolejnym rokiem uczy się nowych rzeczy. Przykładowo kiedy zaczęliśmy na niej stosować krople przeciw kleszczom kładliśmy ją na kilka godzin na koc z komendą "miejsce" - miała z koca nie schodzić i sobie leżeć czy spać (chodzi o to, żeby krople wsiąkły w futro i skórę, żeby nie wytarzała się w trawie i straciła połowę dawki). Przez rok, dwa baaardzo tego nie lubiła, zwłaszcza że wiązało się to z brakiem sesji głaskania, bo krople zabraniają przez 24h. A teraz wie, że jak krople ma nałożone, to kładzie się sama na podłodze i idzie spać:). Nadal nie lubi, jak się jej nie głaszcze, ale następnego dnia nie odpuści, aż jej nie wygłaszczemy solidnie za dzień wcześniejszy:).
Wszyscy nasi znajomi (i obcy ludzie na ulicy) są nią zachwyceni. Jest uległa, od razu pokazuje nowym ludziom, że jest niegroźna i chce się głaskać i bawić, nie atakuje innych psów, rowerów, samochodów, butów, mebli itd.:) - po prostu nie ma żadnych złych przyzwyczajeń, o których słyszymy, że inne psy mają.
Jak jej mama, gdy nikt Dalii nie głaszcze (jest impreza, ktoś zawsze ma wolną rękę albo dwie, więc powinni ją głaskać), podchodzi i delikatnie szturcha rękę wybranego głaskacza albo kładzie głowę na kolanie delikwenta jeśli ten siedzi i patrzy tym swoim cudnym wzrokiem - każdy wymięka i głaszcze:). Jak się jednemu znudzi, to idzie to drugiego, trzeciego itd. Jak się ludzie skończą, to powtarza wraca di tych, co ją głaskali, a na koniec i tak do mnie przychodzi, bo ja umiem najlepiej:).
Zabieramy ją ze sobą na wakacje - w bagażniku śpi w kojcu, który dla niej zrobiłam, zapięta pasami. Nauczyła się, że to jej miejsce na czas podróży i bez problemu się tam układa. Jeśli wychodzimy bez niej, to ona spokojnie przesypia ten czas w pokoju, nie martwi się, nie szczeka, nie kręci. Właściciele pensjonatów nie mogą się jej nadziwić:).
Co tu dużo pisać - Dalia to najlepsze, co nam się przydarzyło. Zrewolucjonizowała nasze życie, zamiast siedzieć przed TV zwiedzamy okoliczne (i nie okoliczne) tereny i poznajemy fajnych ludzi. Zmusza nas do ruchu, odstresowuje, w każdej sekundzie jest gotowa się pogłaskać, przytulić. Jest z nami cały czas, bo pracujemy zdalnie, więc co godzinkę, dwie podchodzi do nas zrobić nam przerwę od siedzenia prze komputerami i nas rozruszać zabawą ze sznurkiem czy szybkim wypadem do ogrodu. Dzięki niej zaczęliśmy jeździć konno - Daniel zrozumiał, że opieka nad zwierzęciem nie jest taka straszna, trzeba tylko poznać zasady, i w końcu dał się namówić na coś nowego. Jeździmy już cztery lata i tak mu się spodobało, że gdyby mi się znudziło, to on by dalej sam jeździł - a przekonanie go do spróbowania zajęło mi prawie 10 lat!
Nam, co prawda, nigdzie nie jest po drodze w Twoją stronę, ale jeśli kiedyś będziesz w okolicach Ostrowca Św., to zapraszamy na wizytę:).
Pozdrawiam,
Monika